25 kwietnia 2021
Wychodzę na ulicę, tak znaną, a jakże odmienioną. Maska dawno przestała mi uwierać, przyzwyczaiłem się, jak wszyscy. Ma to nawet plusy; jeszcze będę o nich pisał.
Skręcam za róg domu, skąd dochodziły krzyki i wchodzę na parking. Po drodze mijam zaplecze osiedlowego supermarketu. Dziś wokół koszy na śmieci krąży tłum ludzi; zdaje się, że wyrzucici przeterminowane produkty; oczywiście o żadnej promocji nie mogło być mowy. Ludzie mają kupować, albo niech spadają. Ale może jednak sklep wystawił je chyłkiem, żeby zrobić miejsce na półkach.
Zwykle w takich miejscach spotykałem bezdomnych i lumpów, dziś widzę między nimi zwykłych emerytów i rencistów. Spuszczają wzrok, gdy na nich patrzę, oglądam ich rozdygotane ręce, kiedy przebierają w nadpsutych ziemniakach i marchewce, wybierają jakieś serki, odsuwając opakowania od starczych oczu, aby dojrzeć datę przydatności… Zapomniałem jednak dodać, że od pół roku mamy Nowy Wspaniały Rząd – to nie żadna ściema, naprawdę tak mówi o sobie w TV. Po upiornej suszy jego bratni, żywnościowy program pomocowy dla Unii sprawił, że żarcie zdrożało pięciokrotnie. Przynajmniej oficjalnie, bo chłopi tego nie potwierdzają.
Wchodzę na parking, gdzie słychać krzyki i taka sytuacja:
Widzę kurwowóz Straży Miejskiej i trzech typów w za ciasnych „copkach” z szachownicami, oczywiście wszyscy w maskach. Przyciskają do ziemi kogoś znajomego, kurcze - mego sąsiada, Kazika, próbując skuć go kajdankami! Dziwne bo to w ogóle jest poczciwina, robi piękne meble w piwnicy, to znaczy robił, dopóki byli klienci i Urząd Skarbowy nie dobrał mu się do dupy.
- Na jakiej podstawie leżę na ziemi! – krzyczy. – Za co jestem tu skuwany?! No za co?
- Za znieważenie funkcjoriusza – bełkoce jeden z bambrów spod plastikowej maski.
Kazik nagle dostrzega mnie wśród ludzi, bo dokoła gromadzi się spory tłumek.
- Dzwoń po policję, nic nie zrobiłem. Znów przestawili mi samochód! Skurwysyny!
Patrzę na jego Forda Focusa i widzę, że stoi trochę krzywo, koło wchodzi na kopertę dla niepełnosprawnych. A przecież Kazik jeździ jak młody Hołowczyc. Znowu to samo – straż chodzi po ulicach z miarką, a w razie czego jest w stanie rozbujać samochód na resorach, aby przesunąć go o pół metra, postawić krzywo i wlepić mandat, jeśli jakimś fragmentem wystaje poza dopuszczalne normy. No tak, Kazik miał prawo się wkurzyć, przecież tysiak nie chodzi piechotą.
Czy już wspominałem, że Nowy Wspaniały Rząd kazał straży i policji dorzucić do państwowej kasy dziesięć miliardów złotych? Zapłacą jak zwykle kierowcy – zło wcielone, wrogowie każdej władzy, a zarazem owce do strzyżenia.
- Panowie, zostawcie go – próbuję załatwić sprawę polubownie – przecież nie było tutaj szarpaniny…
- Napaść fizyczna! – krzyczy Kazik. – We trójkę mnie napadli!
Nie idzie im z leżącym, nie daje się skuć. Nagle jeden ze strażników razi go paralizatorem, Kazik podskakuje i opada bezwładne, zaczyna dygotać, jego twarz robi się sina; wiesz, że gość ma kłopoty z sercem… Jeszcze tu wykituje!
Nagle strażnik miejski rusza na ciebie, odtrąca kałdunem nadętym jak jego ego.
- Proszę się odsunąć! Ne przeszkadzamy w interwencji!
- Mogę sobie tu chodzić, co zabronisz mi? – odpowiadam, bo mnie niesamowicie wkurza.
Podejmij decyzję: