Ozorków Majoracki korespondencja własna

Obserwator Lubelski nr 73 25 IV 2021

Siedzimy w policyjnym transporterze opancerzonym. Wojsko zajmuje kolejne dwa pojazdy. Świta. Nad łąkami ciągną mgły, w powietrzu wyczuwa się przyjemną wilgoć, ale trawa licha. Z mgieł wynurzają się dachy Ozorkowa.

Od miesiąca urząd skarbowy sygnalizował brak wpłaty przez gminę należnych składek podatków. Dyskretna kontrola potwierdziła przypuszczenia. Władze giny zdecydowały się przejść na zamknięty obieg gospodarczy i wprowadziły własną walutę.

Jest 4:30 – kierowcy zapuszczają silniki – ruszamy. Na granicy miasteczka pierwsza „niespodzianka”  szlaban z grubej rury wodociągowej i budka wartownicza. Budka jest pusta, ale w porzuconym kubku paruje świeża herbata, czy może napar raczej napar z wierzbówki… Szlaban zabezpiecza wymyślny zamek i gruby hartowany łańcuch. Nie da się przejechać bokiem, pobocza zabezpieczają dobrze osadzone w betonie szyny i dwuteowniki. Nożyce hydrauliczne  przecięły łańcuch, ale walka z ryglami trwa dobre cztery minuty. Ruszamy i zaraz za zakrętem kolejna przeszkoda - ktoś rozłożył w poprzek drogi  brony. Po prawej zwarta zabudowa, o lewej jakieś szopy i rudery. Kilku żołnierzy wysiada z drugiego transportera by usunąć przeszkodę, ale strzały zmuszają ich do odwrotu. Mamy rannych. Sądząc po huku strzelający dysponują co najwyżej bronią czarnoprochową…

Odzywają się nasze karabinki kule sieką po szopach, łamiąc deski. Na wszelki wypadek leci jeszcze kilka granatów. Pluton żołnierzy rusza przetrząsnąć slumsy. Puszczone psy wracają po chwili. Nikt już nie strzela napastnicy rozwiali się jak dym… Brony okazują się przypięte kłódkami do kółek wbetonowanych w nawierzchnię. Ktoś widocznie spodziewał się naszej wizyty…

Pokonujemy przeszkodę i zaraz znów stajemy. W poprzek drogi leży słup średniego napięcia… Akcja mała być przeprowadzona błyskawicznie ale straciliśmy co najmniej kilkanaście minut. Gdy zajeżdżamy na rynek  witają nas kłęby dymu buchające z okien urzędu gminy. Podpalono dokumentację…

Kolejne godziny zlewają się w jeden ciąg. Obozujemy na rynku, cztery transportery ustawione w kwadrat. Przypominają mi się obrazki warownych obozowiska na Dzikich Polach. Sklepy i sklepiki pozmykane na głucho, choć film wykonany przed kilku dniami z drona pokazał obraz dobrze prosperującego handlu… Może należało tu przyjechać nie świtem ale koło południa? Byłaby szansa złapać całe towarzystwo jak to się mówi na gorącym uczynku. 

Ciąg dalszy nastąpi…